W objęciach burzy: gdy Fuji milczy, a Tokio krzyczy

2025-05-02
Dziś Japonia pokazała nam swoje leniwe, nieco kapryśne oblicze – dzień bez wielkich planów, ale za to z jednym z największych doświadczeń podróżniczych: przejazdem legendarnym shinkansenem z Kyoto do Tokyo. (TOKYOTO).
Wygoda tego pociągu to osobna historia – czystość, cisza, komfort, a przede wszystkim prędkość, która nie przeraża, ale fascynuje. Jakbyśmy sunęli ponad czasem, między jednym światem a drugim. A gdzieś po drodze – ona. Ikona Japonii. Góra Fuji.
Choć tego dnia nie było jej w pełni – ciężkie, nabrzmiałe chmury szczelnie otuliły szczyt, jakby chciały zatrzymać jej piękno tylko dla siebie. Mimo to – jeden bok, jedna krawędź, przez moment odsłoniła się niczym teatralna kurtyna. Góra Fuji to nieśmiała dama – rzadko pokazuje się w całości, jakby testowała naszą cierpliwość. I może słusznie – w końcu to święta góra, mierząca 3776 metrów n.p.m., otoczona szacunkiem, czcią i poezją. To nie my decydujemy, kiedy ją ujrzymy – to ona wybiera moment. Dziś dała nam jedynie cień obietnicy.
Po kilku godzinach dotarliśmy do centrum Tokio. A raczej – do jednej z jego dzielnic, bo to miasto to zbiór centrów, z których każde potrafi przytłoczyć na swój sposób. Dworzec główny – niczym labirynt z betonu, szkła i ludzkiego potoku. Tu każda stacja to osobny wszechświat, a każde wyjście z podziemi to los na loterii. Tokyo to jedno z największych miast świata i nie pozwala o tym zapomnieć nawet na sekundę. Skala, tempo, ruch, światła, dźwięki – wszystko tu jest "więcej", "szybciej", "mocniej".
Po kilku okrążeniach – z duszą na ramieniu i bagażami w rękach – udało się odnaleźć drogę do stacji Minami-sunamachi. I wtedy przywitała nas pogoda, jakiej nie zamówiliśmy. Tropikalna burza – ściana deszczu, która nie miała końca. Nie dało się wyjść spod zadaszenia. Krople grube jak kulki szkła, powietrze gęste, parne, lepkie od wilgoci. Na zewnątrz wszystko wyglądało jak scena z filmu – tylko nie tego, na który mieliśmy dziś bilety.
W końcu dotarliśmy do hotelu – przemoczeni prawie do ostatniej nitki, ale... zaskakująco zadowoleni. Tokio, choć jeszcze  dla jednych niepoznane, już teraz mówi do nas własnym językiem. Dziś tylko szepcze przez deszcz – ale jutro, kto wie?
Grzegorz Filutowski - Warszawa
Wszystkie prawa zastrzeżone. 2025
Strona utworzona za pomocą usługi Webnode Ciasteczka
Załóż darmową stronę internetową! Ta strona została utworzona w kreatorze Webnode. Stwórz swoją własną darmową stronę już teraz! Rozpocznij